Dlaczego odeszłam z polityki młodzieżowej? - Sandra

Ten wpis może być trudny, ale potrzebny. Pewnie niektórzy z was wiedzą, że jeszcze rok temu dość prężnie działałam w polityce młodzieżowej. Zatem dlaczego z niej totalnie rezygnowałam? Czy chciałabym wrócić?

Zacznijmy od pięknych początków. W polityce młodzieżowej znalazłam się dzięki Młodzieżowej Radzie Gminy Wronki. Organ powstał i w sumie na początku nikt nie wiedział po co. Działałam tam przez dwie kadencje, dwie kadencje jako przewodnicząca. To były moje małe początki w pozornie wielkim świecie. Dziś, kiedy patrzę z perspektywy osoby trzeciej na MRG Wronki to łezka mi się w oku kręci, bo ekipa działa niesamowicie prężnie i cały czas się rozwijają.

Z małej lokalnej organizacji przeszłam krok dalej, do ogólnopolskiej rady. Szczerze to sama nie wiem jakim cudem dostałam się do Rady Dzieci i Młodzieży RP przy Ministrze Edukacji Narodowej. Nie mniej jednak strasznie się cieszyłam, że mogę pracować z tyloma ambitnymi, młodymi osobami. Czułam się przy nich trochę szaro, bo już wtedy mieli o wiele większe doświadczenie niż ja. Jakimś kolejnym cudem zostałam nawet wiceprzewodniczącą rady. To było ogromne wyróżnienie i ogromne przekleństwo jednocześnie. Jednak moja przygoda z RDiM skończyła się o wiele wcześniej niż powinna. Dlaczego? 

Zdjęcie z "IV Konferencji Młodzieżowych Rad" - 2019

Apartyjność - apolityczność

Słowem kluczem w tej zabawie staje się apartyjność, a raczej jej brak. RDiM z reguły powinna być apartyjna, ale nie apolityczna, warto rozgraniczyć te dwa słowa. Ktoś może teraz się odezwać „Ale ej, polityka to partie nie?” Oczywiście, nie zaprzeczam temu. Osobiście nie popieram wprost żadnej partii politycznej, ale jak najbardziej rozumiem, że pojęcie polityka wiąże się z partyjnością. Problem raczej tkwi w tym, że można pozostać partyjnym i zachować dobry gust. Niestety czasami tego brakowało w radzie.

Wszystko było bardzo kolorowe na początku, poznawaliśmy się i działaliśmy razem. Niektórzy serio bardzo mocno się zżyli, ale im dalej w las tym gorzej. Wiecie, nasza III kadencja miała niemały orzech do zgryzienia. Na naszych oczach odgrywał się Strajk Nauczycieli czy wybór Rzecznika Praw Dziecka. W świecie polityki młodzieżowej pojawił się głos, aby obie te sytuacje zaopiniowała RDiM. W woli wyjaśnień Rada składała się z 32 osób, czyli 32 różnych głosów.

Jedna rada, nie jeden głos

Jednak zawsze wygrywała myśl partyjna. I zawsze głos, który był przekazywany publicznie, utożsamiano z radnymi. Bez względu na to jak naprawdę myśleli. Tak było zwłaszcza w przypadku Strajku Nauczycieli. Tu taki smutny przykład. Jeden z radnych pojawił się pod MEN na Strajku, gdzie żywo wspierał nauczycieli w walce o swoje prawa, później został zaproszony do TVN24, potem spotkał się z brakiem zrozumienia w samej Radzie. Zapytacie czemu? Bo jego myśl była inna niż „większości”. To zaczęło się robić po pewnym czasie chore.

I tak z miesiąca na miesiąc relacje w Radzie zaczęły się robić coraz bardziej niezdrowe. Również opinia innych młodych polityków o RDiM była wyjątkowo słaba (z perspektywy czasu wcale im się nie dziwię). Wśród ludzi zaczęły szerzyć się plotki, obmawianie i manipulacja. O właśnie, jeśli o manipulacji mowa, jej było chyba najwięcej. Były w RDiM osoby, które z technik manipulacji korzystały książkowo. Serio? Rada składała się z osób w różnym wieku. Najmłodszy Radny był na poziomie siódmej klasy szkoły podstawowej, a najstarszy na drugim roku studiów. Ktoś powie, że różnica wieku nie ma tu zbyt większego znaczenia, ale jednak w tym przypadku miała.

Fot. Archiwum prywatne

Tworzymy politykę ponad podziałami

Trochę bawiły mnie te sztampowe stwierdzenia, że mamy tworzyć politykę ponad podziałami w momencie kiedy sami tworzyliśmy te podziały. Nie twierdzę, że jestem bez winy, bo kto jest bez winy niech pierwszy rzuci kamień. Nie mniej jednak z RDiM odeszłam sama (z niemałym hukiem) po sześciu miesiącach. Po prostu miałam dość ciągłej manipulacji, kłamstw i obmawiania siebie nawzajem. No i jeszcze jednego – robienia dobrej miny do złej gry.

Problem był też w nazwijmy to jedności. W tym przypadku sprawdziło się powiedzenie, że ryba się psuje od głowy. Podejmowaliśmy „próby” zmienienia tej głowy. Dosyć nieudane, jak się zapewne domyślacie. To wyglądało tak jak z chodzeniem do pokoju nauczycielskiego w podstawówce „Ja pukam, ty mówisz”. Zawsze był plan – tak, odwołujemy przewodniczącego, ale gdy przychodziło co do czego wszyscy chowali głowy w piasek.

Uwierzcie lub nie, ale były łzy, były nerwy i były akty desperacji. Jednak w tym przypadku najrozsądniejszym krokiem było po prostu odcięcie się od tego i odejście. Oczywiście usłyszałam wtedy od osób chowających głowę w piasek, że jestem tchórzem (pozdrawiam serdecznie M.R.), że robię błąd, ale jestem dumna z tego co zrobiłam.

Pytania?

Na fotografii po prawej: Radosław Kotarski
Zapytacie, czy Rada to serio tylko takie negatywne wspomnienia? Otóż nie. Zorganizowaliśmy razem dwie ciekawe konferencje – jedną w Sejmie, drugą w KPRM. Bardzo się przy nich napracowałam i mimo braku docenienia, byłam z nich dumna. Stworzyliśmy również „Raport  o samorządach uczniowskich” (tu ogromne brawa dla M.B. – bo został po fakcie totalnie pominięty, a włożył w to najwięcej czasu, energii i serca) Oprócz tego, poszerzyłam swoją wiedzę i umiejętności, a co najważniejsze, dla mnie, poznałam niesamowitych ludzi. Radek Kotarski, Arlena Witt, Maciej Musiał, do tego widziałam w Sejmie jednego z moich ulubionych dziennikarzy Radomira Wita. Ogólnie nie zapomnę jak wszyscy wpatrywali się w Rzecznika Praw Dziecka, który wchodził do Sejmu, a ja patrzyłam na wszystkie stojaki z mikrofonami na wyższym piętrze, wybierając w głowie, który kiedyś będzie mój. Oczywiście oprócz „znanych i lubianych” spotkałam też osoby takie jak ja, które działały lub nadal działają w polityce młodzieżowej.


Wracając do tematu – dlaczego zrezygnowałam z tego całkowicie? Bo RDiM to tylko organizacja. Wiecie, obserwowałam to z boku przez jakiś czas i z bólem serca stwierdzam, że polityka młodzieżowa jest chyba trochę bardziej brutalna niż ta „dorosła”. Kiedy wymieszacie hejt, manipulację, plotki i wylejecie to na młodego, nie do końca stabilnie psychicznego człowieka to może być różnie. No i znowu może się ktoś odezwać i powiedzieć: „Bo do polityki to trzeba mieć twarde poślady!” Nie, do polityki trzeba mieć trochę oleju w głowie. Ja chyba wolę o tym pisać, jako obserwator – z bezpiecznej odległości.

Czy żałuję odejścia z polityki młodzieżowej? Po części tak. To bardzo otwiera horyzonty. Wyjazdy, szkolenia, nowi ludzie – to naprawdę kusi. Nie mniej jednak wszystko to mogę mieć bez propagandy. Jest tyle innych możliwości. Nadal też wspieram jak mogę MRG Wronki, bardzo lubię obserwować to jak się rozwijają. Byłam z nimi w Holandii w roli tłumacza, widziałam jak podpisywali swoją pierwszą umowę współpracy z radą z zagranicy. To serio cudowne uczucie.

Nadal mam wiarę

Jest jednak ktoś kto przywraca mi wiarę w politykę. Może część z Was kojarzy posła Franciszka Sterczewskiego. Podziwiam go za determinację oraz za to, że nie boi się poruszać trudnych tematów. Teraz kiedy na arenie politycznej wrze w temacie wyborów, Franek działa w temacie sytuacji pracownika i pracodawcy w czasie epidemii. Na swoim InstaStory opowiadał o maturach, które również nie schodzą z pasków w serwisach informacyjnych. Jeśli chcecie zobaczyć ludzką stronę polityki to polecam jego social media, bo robi naprawdę dużo. Nie, to nie reklama - szczere polecanko. Mam nadzieję, że będzie mi dane kiedyś poznać go osobiście.

Jeżeli dotrwaliście do końca – super, bo to tylko kropla w morzu problemu. Zapytacie, dlaczego nie użyłam żadnych nazwisk ludzi z Rady? Bo to jest właśnie to zachowanie dobrego gustu, którego tak brakowało.

Trzymajcie się tam na kwarantannie! Myjcie łapki.

PS Z polityką się tak łatwo nie rozstaję - pozdrawiam was znad książki "Historia polityczna Polski 1989-2015"

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

POLECANKO #1

Przeżyć - Yeonmi Park - Karolina